Ostatni tydzień czerwca 2018 r. był wyjątkowo deszczowy i błotnisty. Między ulewami dało się jednak znaleźć "okienko" - trafić w nieco lepszą pogodę. I my takie okienko wygospodarowaliśmy na wyprawę w stronę Bukowego Berdo. Plan był taki - idziemy z Widełek w stronę Bukowego, a tam zadecydujemy - wracamy do Mucznego, czy idziemy dalej przez Krzemień w stronę Tarnicy. Szliśmy z dzieciakami i to od nich było uzależnione tempo wycieczki.
Jak pomyśleli, tak zrobili. Niebo się trochę chmurzyło, ale prognoza pogody mówiła jasno - jeśli będzie padać, to po południu. Już na starcie czekała na nas niespodzianka - okazało się, że trasa na Bukowe z Widełek została zmieniona i jest prawie o godzinę dłuższa, niż ta wskazywana przez mapy. Nic to, damy radę - potoki błota nas nie zatrzymają.
Ogólnie rzecz biorąc trasa nie jest ciężka - pnie się mozolnie pod górę. Ale po kilku dniach deszczów, dość szybko zaczęliśmy się ślizgać w błocie. Kiedy doszliśmy do Kopy (886 m n.p.m.) stało się jasne, że prognozy pogody można o kant dupy potłuc. Rozpętały się dwie burze - jedna z naszej lewej strony, druga z prawej. Nie było fajnie, bo burza w górach to nie przelewki. Zwłaszcza, jak masz pod opieką dzieci. Okazało się jednak, że obie burze - albo jedna i ta sama - przeszły bokiem, a nas tylko zmoczył deszcz. W koleinach błota udało nam się szczęśliwie dotrzeć do wiaty, która znajduje się tuż przed wejściem na Bukowe Berdo. Tam przeczekaliśmy opady siląc się - obowiązkowo, jak na każdym naszym wyjeździe w góry - mielonką z puszki (ja Was nie osądzam ;).
Kiedy "zaatakowaliśmy" Bukowe, było pochmurnie, deszczowo - dokuczała mżawka. Cisza jak makiem zasiał, gdzieś nad nami kołował jastrząb. Wokół ni żywej duszy. Z pobliskiego lasu wypełzła w nasza stronę mgła. Daleko na horyzontem widać było błyski, a nas dochodziły pomruki niknącej burzy. Niesamowity, niepowtarzalny klimat. Niesamowity widok. Zdjęcia nie oddają tego, co się działo.
Po chwili odpoczynku poszlimy w górę. Była mżawka, ale bez większych trudów udało się dzieciakom dotrzeć do rozstajów. Zdecydowaliśmy, że wracamy - nie idziemy dalej w stronę Bukowego, Krzemieńca i Tarnicy. Padało, a chłopakom dało się to nasze pełzanie po górach. Zrobiliśmy przystanek. Krzysiu usiadł i zaczął dłubać patykiem w błocie.
No i wydłubał łuskę.
Nie znam się na amunicji, więc zaciągnąłem porady specjalistów z forum-bron.pl. Jak się dowiedziałem, jest to łuska wyprodukowana w 1914 roku, w maju, w austriackiej fabryce Weiss and k.u.k. Munitions-Fabrik Woellersdorf. Pasuje do karabinu Mannlicher 95. Karabin wygląda tak:
Źródło: Wikipedia
Fajna pamiątka. Można sobie tylko wyobrażać, do kogo te 100 lat temu na Bukowym oddano strzał. Obcy żołnierz? Dziki zwierz? A może huczne urodziny kolegi z kompanii i wiwat w powietrze na patrolu?
Tu zakończyliśmy naszą wycieczkę i postanowiliśmy wrócić do Mucznego.
Z góry zrobiłem jeszcze zdjęcie hotelu:
Droga powrotna z Bukowego w stronę Mucznego to było jedno wielkie pełznięcie w błocie. Ale i tak było fajnie.
Jak pomyśleli, tak zrobili. Niebo się trochę chmurzyło, ale prognoza pogody mówiła jasno - jeśli będzie padać, to po południu. Już na starcie czekała na nas niespodzianka - okazało się, że trasa na Bukowe z Widełek została zmieniona i jest prawie o godzinę dłuższa, niż ta wskazywana przez mapy. Nic to, damy radę - potoki błota nas nie zatrzymają.
Ogólnie rzecz biorąc trasa nie jest ciężka - pnie się mozolnie pod górę. Ale po kilku dniach deszczów, dość szybko zaczęliśmy się ślizgać w błocie. Kiedy doszliśmy do Kopy (886 m n.p.m.) stało się jasne, że prognozy pogody można o kant dupy potłuc. Rozpętały się dwie burze - jedna z naszej lewej strony, druga z prawej. Nie było fajnie, bo burza w górach to nie przelewki. Zwłaszcza, jak masz pod opieką dzieci. Okazało się jednak, że obie burze - albo jedna i ta sama - przeszły bokiem, a nas tylko zmoczył deszcz. W koleinach błota udało nam się szczęśliwie dotrzeć do wiaty, która znajduje się tuż przed wejściem na Bukowe Berdo. Tam przeczekaliśmy opady siląc się - obowiązkowo, jak na każdym naszym wyjeździe w góry - mielonką z puszki (ja Was nie osądzam ;).
Kiedy "zaatakowaliśmy" Bukowe, było pochmurnie, deszczowo - dokuczała mżawka. Cisza jak makiem zasiał, gdzieś nad nami kołował jastrząb. Wokół ni żywej duszy. Z pobliskiego lasu wypełzła w nasza stronę mgła. Daleko na horyzontem widać było błyski, a nas dochodziły pomruki niknącej burzy. Niesamowity, niepowtarzalny klimat. Niesamowity widok. Zdjęcia nie oddają tego, co się działo.
No i wydłubał łuskę.
Nie znam się na amunicji, więc zaciągnąłem porady specjalistów z forum-bron.pl. Jak się dowiedziałem, jest to łuska wyprodukowana w 1914 roku, w maju, w austriackiej fabryce Weiss and k.u.k. Munitions-Fabrik Woellersdorf. Pasuje do karabinu Mannlicher 95. Karabin wygląda tak:
Źródło: Wikipedia
Fajna pamiątka. Można sobie tylko wyobrażać, do kogo te 100 lat temu na Bukowym oddano strzał. Obcy żołnierz? Dziki zwierz? A może huczne urodziny kolegi z kompanii i wiwat w powietrze na patrolu?
Tu zakończyliśmy naszą wycieczkę i postanowiliśmy wrócić do Mucznego.
Z góry zrobiłem jeszcze zdjęcie hotelu:
Droga powrotna z Bukowego w stronę Mucznego to było jedno wielkie pełznięcie w błocie. Ale i tak było fajnie.
W stronę Bukowego Berdo. Z moim Krzysiem